Po ostatniej depresyjnej lekturze (którą zresztą przeczytałem bardzo dawno temu, ale dopiero teraz opisałem TUTAJ) dzisiaj coś znacznie bardziej optymistycznego, młodzieżowego i rozrywkowego. Tak na odtrutkę.
Zostanę chyba fanem młodzieżowych powieści pana Marcina. Nie czytałem żadnej książki przeznaczonej dla dorosłych, ale już kilka jego książek dla młodzieży mam za sobą.
Autor serwuje nam opowieść o Weronice czternastoletniej dziewczynie, która musi zmierzyć się z rozwodem rodziców, przeprowadzką z Poznania do Warszawy, nową szkołą, klasą, a także nowymi emocjami i uczuciami (coś w stylu miłości – specjalnie tak napisałem) i to wszystko w ciągu zaledwie kilku miesięcy.
Weronika, osóbka obdarzona ogromną wyobraźnią, która potrafi wyczarować niesamowite, ale mało prawdopodobne historie o swoich nieistniejących ciotkach przeżywa trudny okres. Nowe miasto, sytuacja rodzinna niezbyt ciekawa, w dodatku w szkole to Weronika staje się osobą, z której reszta klasy się śmieje (w Poznaniu było odwrotnie). Nie jest lekko, a Weronika sama nie za bardzo rozumie co się z jej życiem stało i dlaczego czasem zachowuje się tak, a nie inaczej. Ogólnie to dobra dziewczyna, która serce ma po właściwej stronie. Zdarza się jednak, że postępuje zupełnie inaczej niż by w głębi duszy chciała.
A drugi bohater tytułu? To starszy Pan, który mieszka tylko ze swoim pieskiem i jest sąsiadem Weroniki. Jeden mały gnojek na osiedlu woła za Panem Janem „zombie, zombie”, a staruszek prawdopodobnie przeszedł udar dlatego tak powoli i trochę dziwnie się porusza. Śmieszny splot okoliczności sprawia, że Weronika zbliża się do swojego sąsiada, a jeszcze dziwniejszy splot powoduje, że nasyła na starszego Pana opiekę społeczną (dobra tutaj nie grał roli splot okoliczności, ale iście ułańska fantazja Weroniki, która nie zdawała sobie sprawy jakich kłopotów może narobić).
W skrócie – siedzimy w głowie czternastolatki z jej wieloma problemami, które są różnego kalibru. Czasem uśmiechniemy się nad jej rozkminami o życiu, a czasem westchniemy za dawnymi czasy…. A czasem coś ściśnie nas za serduszko i się zwyczajnie wzruszymy, bo ta książka posiada taką moc.
Szczygielski nie zawodzi i mam nadzieję, że nastoletnie dziewczyny czytają jego książki, bo to naprawdę fascynujące, mądre i wciągające opowieści mocno osadzone w rzeczywistości. Bez nachalnego moralizowania, za to wzruszające i do głębi poruszające. A chwytliwy tytuł książce na pewno nie zaszkodzi. Polecam gorąco!
P. S. Mamy też w książce silny wątek biblioteczny i nawet Biblioteka Narodowa się pojawia. Napiszę tylko tyle, że Pan Jan ma coś z tym wspólnego i to dużo.
piotr (zacofany.w.lekturze)
charliethelibrarian
piotr (zacofany.w.lekturze)
Bazyl
charliethelibrarian