Hop, hop! Jest tu kto? W momencie, gdy piszę te słowa w Krakowie cieplutko się zrobiło. I delikatnie wieje, także smog olbrzymi, który od kilku dni swoim cuchnącym oddechem miasto owionął i zagarnął pod swe cuchnące siarką skrzydła podkulił na razie ogon i uciekł. A wszyscy trzymamy kciuki za wiosnę.
Dzisiaj będzie o książce, której docelową grupę odbiorców stanowi młodzież, nastolatki, czy też starsze dzieci. Jak zwał tak zwał, ale w każdym razie ja do tej grupy docelowej się nie zaliczam. Dlaczego ją przeczytałem? Możecie się mnie spytać. Wszak nastoletniego potomstwa nie posiadam (w innym wieku również nie), a jak napisałem wcześniej dawno już opuściłem tę grupę (chlip, chlip). Przeczytałem ją, bo bardzo polecała mi ją Roksana (córka koleżanki z pracy), która jak na swoje dziesięć lat ma już wyrobiony gust czytelniczy. Stwierdziłem więc, że zaryzykuję. Jeśli czytacie regularnie poletko Charliego to mogliście zauważyć, że ostatnio pojawia się coraz więcej książek
z polecenia w moich przeczytanych książkach. Czyżbym zaczął słuchać ludzi? Kto wie, kto wie…
Czy Roksana mi dobrze poleciła? Czy bardzo irytowałem się na infantylny styl powieści, bo wszak dla młodzieży ona jest? Czy może dałem się wciągnąć w przygody dwunastolatki, która w sieci ma nick Omega i całkiem nieźle sobie radzie w cyber świecie (trochę gorzej już w świecie realnym, ale też wcale nie tak źle)?
Dałem się wciągnąć moi drodzy. Przygody Omegi, która w dniu dwunastych urodzin staje przed nie lada wyzwaniem (wygraniem gry, w której stawką jest jej życie – dosłownie i w przenośni) to historia o emocjach, dorastaniu, świecie dorosłych i świecie dzieci/młodzieży i grach.
Konstrukcja powieści jest prosta tak jak często proste są scenariusze wielu gier – trzeba wykonywać zadania i pokonywać wrogów, by awansować do kolejnego poziomu.
Autor funduje Omedze i jej drużynie (albowiem święte przykazanie mówi, że przed wyruszeniem na wyprawę trzeba zebrać drużynę, a drużynę Omega ma naprawdę bardzo hmm… ekscentryczną i groteskową to mało powiedziane) niezłą karuzelę wrażeń i całą gamę przeróżnych popkulturowych i oczywiście growych nawiązań. Mamy zombiaki, mamy szpital psychiatryczny, w którym dosłownie piorą mózgi, mamy wilkołaki. Pojawiają się obcy wysysający śmiech i radość z ludzi (dziwnym trafem przypominają funkcjonariuszy pewnego bardzo popularnego związku wyznaniowego nad Wisłą). Jest też świat pełen prawa i porządku nawet jeśli to prawo jest bez sensu i służy tylko opresji obywateli.
Ogółem cała masa interesujących, zabawnych i szalonych poziomów w grze, a biedna Omega musi im stawić czoła i wygrać siebie.
Oprócz wartkiej akcji książka posiada także całkiem sporo ukrytych motywów, które pozwalają na trochę głębszą analizę wielu problemów. Jest o dorastaniu, o poczuciu własnej tożsamości, o współczesnych rodzinach (rodzice Omegi się rozwiedli), o miłości do bliskiej osoby. Uważam, że dość wiernie autor pokazał współczesną szkołę, która w wielu elementach nie zmieniła się od mojej w niej bytności, a świat jednak poszedł naprzód. Grupki szkolnych znajomości, przyjaźnie i animozje to wszystko istniało, istnieje i będzie istnieć jak świat światem, a strategię przetrwania jaką przyjęła Omega przyjmuje wielu jej rówieśników. Także Szczygielski oprócz dobrej zabawy zafundował też kilka momentów do zastanowienia się i przemyślenia. Mam nadzieję, że młodzi czytelnicy te momenty wychwycą.
Omega to pierwsza książka Marcina Sczygielskiego, którą przeczytałem. Wiem, że pisze też dla dorosłych, ale zaryzykuję stwierdzeniem, że bardziej znany jest z książek dla dzieci i młodzieży. Podobała mi się przygoda z Omegą, nie odbierałem wrażenia, że autor na siłę stara się przypodobać młodym ludziom i sili się na sztuczny luz. Zresztą wydaje mi się, że wciąż dobrze pamiętam jak to było w szkole, a że na co dzień pracuję z dzieciakami, więc ten kontakt mam w jakiś sposób zachowany. Polecam gorąco.
zacofany.w.lekturze
charliethelibrarian
zacofany.w.lekturze