Dzień dobry! I po wszystkich moich obietnicach… Znów nie ogarniam tej kuwety, a przecież wydawało mi się, że  zaczynam nadganiać powolutku moje zaległości, a są one ogromne i ciągną się za mną jak smog za każdym mieszkańcem Krakówka.

Zdjęcie z bardzo fajnej strony o czeskiej fotografii. http://www.galerierudolfinum.cz/en/exhibitions/past-exhibitions/ceska-fotografie-1840-1950/

Zacznę może od tego, że nie potrafię sobie przypomnieć skąd ta książka u mnie znalazła się na stosiku do przeczytania. Ludwik Askenazy to czeski pisarz, który studiował w międzywojniu we Lwowie, pisał reportaże z Polski, publicystykę oraz powieści zaangażowane światopoglądowo. Był aktywnym członkiem partii komunistycznej i w Czechach miał status pisarza państwowego. Co prawda po inwazji na Czechosłowację w 1968 roku wyemigrował do Niemiec, później do Włoch, ale książka przeczytana przeze mnie została wydana w 1955, już u schyłku stalinizmu, ale jeszcze nie do końca co widać bardzo wyraźnie.

Ta sama strona. http://www.galerierudolfinum.cz/en/exhibitions/past-exhibitions/ceska-fotografie-1840-1950/

Co my dostajemy w tej małej książeczce o pożółkłych stronicach (z mojej biblio wypożyczona). Dostajemy siedem opowiadań, które poruszają tematykę losu biedoty, robotników, chłopów w czasach przed drugą wojną światową i chwilę po, a także ogromu nędzy i poniżenia jakie te warstwy otrzymywały od klas bardziej majętnych. Oczywiście wszystko to jest mocno polane sosem socjalistycznym, w którym burżuazja i arystokracja to pijawki żerujące na ciele mas pracujących.

Pokrótce opiszę Wam każde z tych siedmiu opowiadań. Po co się spytacie? Ano w tym celu, że gdy zajrzę na te internetowe stronice za lat pięćdziesiąt będę mógł się zorientować i przypomnieć sobie co ja wtedy czytałem. 

Ponownie. http://www.galerierudolfinum.cz/en/exhibitions/past-exhibitions/ceska-fotografie-1840-1950/

Wyższa polityka – historia, którą rozpoczyna takie oto pierwsze zdanie „Pewnego dnia Stanisław Kopacz znalazł pracę i w tym samym dniu znowu ją stracił”. Kopacz to robotnik, który od miesięcy nie może znaleźć pracy, a jest jesień 1933. Kryzys z 1929 szaleje. Ludzie głodują, a ziemia wbrew wszystkiemu rodzi, co nie jest dobre, gdyż  giełdy wbrew pozorom nie lubią obfitości, wszystko jest bowiem bardzo tanie. Askenazy poprzez konfrontuje bogatych maklerów i właścicieli fabryk, kopalń i spółdzielni, którzy w imię rachunku zysków i strat postanawiają zanieczyścić nadmiar śruty ze zboża pyłem węglowym tak aby nikt nie mógł użyć jej do wypieku chleba czy też placków, dla głodnych ludzi, z ową biedotą, która umiera z głodu. 
Smutne to i przerażające, że mechanizmy te nie zmieniły się od 80 lat. Wciąż na tym łez padole są ludzie, którzy wyrzucają jedzenie, bo mają go nadmiar lub niszczą żywność, bo nie ma z niej zysku i są ludzie, którzy umierają z głodu. Ziemia powinna wyżywić wszystkich. Ja sam wyniosłem z domu nawyk niemarnowania żywności. Jak widać historia Askenazego jest aktualna do dzisiaj – może nawet bardziej, bo mamy XXI wiek i możliwości jakich 80 lat temu nie było.

Zdjęcie ze strony opisującej lata czterdzieste w Czechach tuż po wojnie. https://www.jacobinmag.com/2018/03/czechoslovakia-1948-communist-party-repression

Nawrócenie oportunisty czyli dlaczego na placu św. Wacława nie postawiono cerkwi – w tej historii dla odmiany mamy emigracyjną arystokrację rosyjską (tak zwanych białych z okresu wojny domowej w Rosji), która szuka azylu Czechów i trwoni czas na rauty, bale i posiedzenia towarzystwa budowy cerkwi, gdyż to jest najważniejsza rzecz na świecie. I pewnego woźnicę, który uważał, że strajki nie powinny mieć miejsca przez co wśród kolegów po fachu zyskał opinię marudy, ale że był człek spokojny i stateczny, który marzył tylko o wygodnym fotelu i lampie, przy której mógłby oddawać się lekturze to koledzy dali mu spokój. Nadszedł jednak dzień ogromnego strajku, w który Marcin Urban (woźnica) musiał się opowiedzieć po którejś ze stron – robotników z hasłami „Niech żyje Rosja Sowiecka” i „Pracy i chleba” czy też policjantów bijących protestujący tłum. Stało się tak, że Marcin dołączył do robotników i trafił do więzienia… I po tym zdarzeniu stał się innym człowiekiem.

Tak samo jak wyżej: https://www.jacobinmag.com/2018/03/czechoslovakia-1948-communist-party-repression

Dobrodziejstwa Pana Bayerlego – jedno ze smutniejszych opowiadań w tym zbiorku. Czy naprawdę w ludziach jest tak mało empatii, albo było tak mało empatii? Czy wieczne cwaniactwo, wywyższanie się nad innych, polityczna korupcja i  brak wszelakich moralnych drogowskazów, chciwość i żądza władzy nie znikną? Wręcz przeciwnie mają się coraz lepiej? A jak zwykle dostaje się tym na dole, tym którym obiecano złote góry, dobrobyt i sprawiedliwość. W tym opowiadaniu znajduję próbę pewnego usprawiedliwienia wielu Niemców, którzy poszli za swoimi przywódcami, a w sumie nie różnili się niczym od robotników czeskich, polskich, śląskich – opowiadanie bardzo zgodne z linią narracyjną, gdzie byli dobrzy Niemcy, którzy dołączyli później do wielkiej rodziny demoludów i ci źli. Trochę  ciężko się czyta po tylu latach, ale w wymiarze  opowieści o człowieku, którym rzucały wiatry historii wznoszące się ponad granicami.

Wynalazek – co otrzymamy jeśli dodamy chciwego inżyniera, pomysłowego, uczciwego i niezbyt wykształconego górnika oraz wynalazek, którego patent może przynieść miliony? Klasyczną historię o ludzkiej podłości, małostkowości, nikczemności i zniszczonych marzeniach na lepsze życie, które prowadzą do buntu i strajku. To jak dla mnie jedna z lepszych historii w tym zbiorze. 

Autor zdjęcia: Jindřich Štreit, źródło: https://theculturetrip.com/europe/czech-republic/articles/10-czech-photographers-you-need-to-know/

Apartament numer dziewięć – mocna, ideologicznie nacechowana opowieść o przewrocie z 1948 roku, który prawie obalił rząd komunistyczny, ale „na szczęście” lud czechosłowacki pokazał swą siłę, głównie w osobie pewnego szofera, któren się zatrzymał był i nie dowiózł na czas ważnego ministra. Ciężko się czyta, bo nie ma tutaj miejsca na żadne niedopowiedzenia – mam jasno przedstawionych dobrych i złych, a były minister na emigracji zajmuje się tylko pisaniem wspomnień.

„Praska wiosna” – pinterest.com

Strażnicy spuścizny – zabawna, podlana ironicznym sosem historia, o tym jak już kilka lat po wojnie na Zgniłym Zachodzie mogły się odrodzić mroczne demony niemieckiego nacjonalizmu, a w sumie nikogo to nie obchodziło, bo zaczęto już robić interesy i nawet byli faszyści niekoniecznie mogą być takim złym partnerem, gdy w grę wchodzi biznes i zysk. 

Zdjęcie z czasu „praskiej wiosny” – PRL też znalazł się w ramionach gwiazdy – bardzo charakterystyczne. Źródlo: pinterest.com

Kartki z notatnika Olafa Olafsona człowieka neutralnego – a tu już satyra, tylko bardzo gorzka o międzynarodowej społeczności, która swoimi organami kontroli typu Międzynarodowy Czerwony Krzyż i aktami prawnymi jak Konwencja Genewska winna podczas wojny dbać o przestrzeganie jakichś elementarnych zasad. Wszyscy wiemy jak to się skończyło. Gorzka satyra, bo Olaf to człowiek na wskroś „neutralny”, który omotany własną namiętnością do win wszelakich nie dostrzega podczas wizyt w obozach koncentracyjnych zła i okrucieństwa Niemców. Wszystko zaś tłumaczy sobie, za radą gospodarzy, jako przejściowe trudności. Ciekawe opowiadanie. 

A tu taki plakacik z czasów rewolucji. I tuż po.

Będę z Wami szczery – dziwnie się czyta tę książkę po 60 latach. Książkę, w której wiele jest wzniosłych słów o ludzie pracującym, który sięgnie po sprawiedliwość, zniszczy burżuazję i reakcyjnych kapitalistów – znów wszyscy wiemy jak budowanie socjalistycznego raju się skończyło. Nie przeczę mamy pewną spuściznę, którą trudno byłoby osiągnąć gdyby nie radykalne przemiany. Co nie zmienia faktu, że język opowiadań jest mocno nacechowany ideologicznie i razi. Ale historie, które Askenazy opowiada to historie o nędzy, wyzysku, biedzie i stojącym im naprzeciwko obrzydliwemu bogactwu, lenistwu, chciwości. Czyli historie ponadczasowe i w wymiarze ludzkiej krzywdy nie jest ważne czy  zostały napisane przez komunistycznego pisarza. Ja uważam, że ludzka krzywda nie ma przynależności partyjnej i powinno się o niej mówić i pisać cały czas. Chociaż zgrzyta między zębami ten język socrealizmu. Ogólnie traktuję książkę jako ciekawostkę. Jednego jestem pewien – do Capka to się nawet nie umywa. 

P. S. Zdaję sobie sprawę, że fotografie w tym wpisie są od czapy – pomieszane wydarzenia, tematy, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie.

Comments (4)

  1. Odpowiedz

    W sumie to ja strasznie lubię takie ramotki! Socjalistyczne, czy nie, gdyby wpadło w moje ręce nie zawahałabym się tego przeczytać.
    I aż dziw bierze, że w Twojej biblio takie starocie się ostały, u nas koszą równo i zostają same Mrozy, itp. :/

    • Odpowiedz

      Podziwiam :) Ja od czasu do czasu sobie nie odmówię, ale na dłuższą metę to męczące. A moja jedna z bibliotek, w której pracuję jest dość specyficzna i ma trochę takich ramotek. Natomiast w publicznych to raczej zrozumiałe, że takie starocie wylatują :)

  2. Zorro

    Odpowiedz

    A propos klasy robotniczej – przeczytaj Jakub Wojciechowski: Życiorys własny robotnika. Powalająca lektura. Czyta się z trudem, bo gość pisał jak mówił, bardzo po wiejsku i to na jednym oddechu, ale jak się człowiek wciągnie, poraża autentycznością. Hejka ;)

Skomentuj Zorro Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.