Literatura zna wiele epickich podróży. Opisywanych przez najróżniejszych autorów. Począwszy od Homera, który opisał Odyseusza i jego strasznie długą i niebezpieczną podróż do domciu. Swoją epicką podróż po zażyciu różnych substancji (oczywiście nie mam na to żadnych dowodów ale coś musi być na rzeczy) opisał Dante, który zwiedził Piekło, Czyściec i Niebo.
Ukraiński pisarz w swej książce zafundował nam hardkorową przechadzkę po Moskwie na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, czyli wycieczkę po stolicy Imperium, które trzeszczy w szwach i rozłazi się jak stary, wysłużony sweter z wełny. To Imperium dogorywa i wraz z nim jego stolica i jej mieszkańcy. Zwiedzamy to miasto wraz z alter ego pisarza. Niejakim Otto von F. również pisarzem a nawet poetą. Ów Otto zamieszkuje akademik dla utalentowanych pisarzy ze wszystkich zakątków mocarstwa. Wszyscy posiadają talent do pisania jednak życie w akademiku degeneruje ich. W akademiku nie robią nic tylko piją alkohole. Alkohole przeróżnych rodzajów od zwykłej wódki począwszy a na jakiś wynalazkach wprost z warsztatu samochodowego skończywszy. I tak marnuje nasz bohater swój talent. Powoli pogrążając się w marazmie, beznadziei i alkoholizmie.
Podróż naszego bohatera rozpoczyna się od ostrej popijawy z przyjaciółmi z akademika. Piją piwo ze słoików bo Imperium nie jest w stanie już wyprodukować kufli dla swoich obywateli. Wędrówka jaką podejmuje Otto von F. pokazuje nam Moskwę jako miasto szarości, brudu, syfu i beznadziei. Na szczęście nasz bohater to człowiek obdarzony poczuciem humoru i nawet w tej beznadziei odnajduje powód do śmiechu. Głównie jest to śmiech sarkastyczny podlany ostro czarnym humorem. Nad majową Moskwą wiszą cały czas deszczowe chmury i nawet pogoda ma zamiar zatopić stolicę Imperium. Groteska, surrealizm rządzą na kartach książki. Absurd goni absurd a wszędzie panuje rozkład i degrengolada wszystkich dziedzin życia. Abstrakcyjne sytuacje, wyolbrzymione i przerysowane wydarzenia to wszystko doprowadza nas do ostatecznego finału gdzie na Wielkim Balu poznajemy prawdziwe oblicze rządzących imperium. Główny bohater trafia tam zupełnie przez przypadek, przypadkiem również trafia na tajną naradę gdzie zostaną przed nim odkryte tajne plany rządzących światem. Nie zapominajmy, że Otto von F. to ukraiński pisarz, który choć kocha swoją sowiecką ojczyznę to pragnie dla Ukrainy niepodległości. Dlatego jego ostatni czyn to czyn godny ukraińskiego bojownika.
Bojownika, który nie jest bez winy, bojownika, który tłumacząc się swoją zwykłą ludzką uprzejmością i poczuciem przyzwoitości podpisał dokumenty, które zhańbiły go na zawsze. Co prawda twierdzi, że dokumenty o współpracy nie pociągały za sobą jego aktywnej działalności na rzecz wszechmocnego KGB. Jednak podpis został złożony i tylko szaleńczy czyn godny herosa może pomóc zmazać hańbę.
Już kiedyś czytałem tę książkę w liceum bodajże. Pamiętam, że wtedy znacznie bardziej mi się podobała. Może dlatego, że moje doświadczenia z alkoholami różnego rodzaju były wtedy raczej ubogie. I opisy Andruchowycza o pijackich eskapadach robiły na mnie większe wrażenie. Dziś z większym dystansem i po wielu licznych przygodach potrafię bardziej krytycznie spojrzeć na alkoholowe wyczyny ukraińskiego pisarza. Książka jest przesiąknięta sarkazmem, czarnym humorem, ironią, groteską. Opisy są niezwykle plastyczne i pełne zaskakujących skojarzeń. Klimatem przypomina trochę „Małą Apokalipsę” Konwickiego. Dobrze się książkę Andruchowycza czyta choć nie zachwyca jakoś tak bardzo. Po prostu książka na poziomie ale bez wielkich fajerwerków. Polecam każdemu, kto interesuje się Wschodem w bardzo szerokim ujęciu.