Rozpędziłem się z tym czytaniem „Pana Lodowego Ogrodu”. Za mną już trzeci tom, zaczynam czwarty, a dziś napiszę Wam o drugim. Jeśli ktoś jeszcze tego nie czytał to postaram się zbytnio nie zdradzać tajemnic fabuły.
Drugi tom „PLO” to podobnie jak pierwszy przygody dwóch bohaterów. Vuko i Filara. Obydwaj muszą zmagać się z przeciwnościami losu, obydwaj mają przerąbane i obydwaj podążają swoją drogą zostawiając za sobą gęsto i często trupy. Filar dojrzewa, dorasta. Przedzierając się przez kraj pogrążony w religijnym fanatyzmie obserwuje kult Pramatki, który wydaje mu się wynaturzony i zdeprawowany. Natomiast Vuko zmaga się z własnymi problemami. Widuje bogów, ćwiczy posługiwanie się Pieśnią. Podąża do ziemi Ludzi Ognia, by wraz z nimi poszukać sposobu na zabicie Van Dykena, który oszalał zupełnie i osiągnął etap, w którym Hitler udałby się do psychiatry (cytuję niedokładnie słowa Vuko z książki).
Nie będę za bardzo pisał o fabule, bo już zdradziłem za dużo. Będzie o wrażeniach z lektury. Nie wiem dlaczego tak wielu piszących o drugim tomie stwierdza, że książka jest znacznie gorsza od tomu pierwszego. Ja tak nie uważam. Czytało mi się dobrze, mogłem się irytować na biednego Vuko, który stracił wiele zamieniając się w drzewo, ale samą historię, a raczej obydwie historie czyta się z podobnym zainteresowaniem jak w pierwszym tomie, zadając sobie pytanie do czego to wszystko doprowadzi? Vuko niektóre swoje ponadnaturalne zdolności traci, ale zyskuje coś w zamian. Pomysł z Cyfralem jako Dzwoneczkiem uważam za bardzo błyskotliwy i dodający nowego, ciekawego rysu do historii Vuka.
Możemy się również domyślać czym jest martwy śnieg, który gdy spadnie sprawia, że wszyscy ludzie resetują swoją pamięć i zaczynają od początku znając jedynie Pieśń Ludzi. Wszelki postęp techniczny na Midgaardzie II jest odgórnie zakazany, a zabawy Pieśnią zarówno Van Dykena jak i pozostałych Pieśniarzy z Ziemi mogą spowodować opad martwego śniegu.
Może wszystko wolniej się dzieje, nie ma jakiś zaskakujących zwrotów akcji, ale przecież trzeba pokazać dojrzewanie bohatera, osiąganie nowego etapu, zyskiwanie nowych umiejętności. W pewnym momencie sam autor ustami Vuko wyśmiewa się ze schematu uczeń-mistrz, który znamy z filmów typu „Karate Kid”.
Dla mnie tom drugi jest znacznie spokojniejszy, jeśli chodzi o potyczki, poznawanych ludzi, ale na pewno nie jest znacznie gorszy. Grzędowicz jak zwykle świetnie opowiada nam losy obydwóch bohaterów. Jest również humor, momentami zrobił się jeszcze bardziej czarny. Vuko pozbawiony wielu umiejętności wykorzystuje doświadczenie żołnierza i tworzy pierwszy oddział komandosów na Midgaard II. Jest sporo niuansów, które sprawiają, że lektura jest interesująca i ciekawa.
Agnes
charliethelibrarian
Agnes
Pingback: Jarosław Grzędowicz "Hel 3" | Blog Charliego Bibliotekarza