Kolejny raz po wpisie Fraa sięgnąłem po książkę, a właściwie dłuższe opowiadanie. Fraa przeczytała sobie „Cylinder van Troffa” i ja też sobie go przeczytałem. Dzięki Ci o Fraa!
„Cylinder…” czytałem dawno, dawno temu. W zamierzchłych i pokrytych patyną nostalgii latach dziewięćdziesiątych. I szczerze mówiąc z motywu opowieści pamiętałem tylko opis opuszczonych zautomatyzowanych miast i przekleństwo o straszliwym brzmieniu „ty docencie!”.
Dziś po tych jakże wielu latach (żartuję nie było znowuż ich tak dużo:) odczytuję książkę trochę inaczej. I tutaj ważna uwaga – „Cylinder…” powstał kilka lat przed „Paradyzją”, a jak wiecie (a jeśli nie wiecie i chcecie się przekonać, to kliknijcie TUTAJ) ja „Paradyzją” byłem zachwycony. Czy „Cylindrem…” byłem zachwycony? Jako całością nie aż tak bardzo. Poszczególne elementy tej szkatułkowej (czyli historii składającej się z innych historii) opowieści wywoływały u mnie ciary na plecach i podziw dla Zajdla, inne wydawały się naiwne i lekko zaśniedziałe.
Co wywoływało ciary? Przede wszystkim opis kolonii księżycowej. Jej zamkniętych pomieszczeń, gdzie władzę dzierży banda starców, a przy tym każdy człowiek, który nie ma koneksji, po osiągnięciu określonego wieku musi przejść na „emeryturę” ( o takiej emeryturze dla każdego na sto procent marzy ZUS), gdzie panuje zastraszenie społeczeństwa wrogiem z zewnątrz, inwigilacja i strach przed wykluczeniem z owego stada wybrańców ludzkości. Dość skarlałych zresztą. Kilka pokoleń, które rozmnażało się na Srebrnym Globie (skojarzenia z Żuławskim trochę na wyrost) zupełnie różni się od swoich pięknych i równych bogom przodków.
Kolonia księżycowa zwiastowała ideę i pomysł, który Zajdel w pełni rozwinął w „Paradyzji” czyli społeczeństwo zupełnie zamknięte, pozostające w izolacji i utrzymywane w stanie permanentnej nieufności do obcych. Gdzie wszyscy się szpiegują, a umiejętnie podsycane poczucie zagrożenia zewnętrznego (w tym przypadku brak możliwości ucieczki oraz strach przed powrotem na Ziemię) utrzymują w ryzach społeczeństwo.
Ogólnie historia gwiezdnych wędrowców spisana przez nieznanego nam z imienia uczestnika misji międzyplanetarnej, która po setkach lat wraca na ziemię jest warta zainteresowania. Wspomnienia Nieśmiertelnego (tak nazywa go jeden z narratorów) pokazują walkę człowieka z przeciwnościami losu, ale także ukazują rozgoryczenie i rozczarowanie powrotem. Coś jak „Powrót z gwiazd” Lema. W imię czego Ci dzielni kosmonauci i kosmonautki wyruszali w mroczną pustkę Wszechświata? Skoro po powrocie okazuje się, że cała ich ciężka praca, ofiary w ludziach, zdobyte informacje naukowe i wiedza nikogo nie interesują.
Struktura ziemskiego społeczeństwa ukazana przez Zajdla natomiast nie zrobiła na mnie wrażenia. Nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, w której gdy informujesz społeczeństwo o przymusowej sterylizacji za pomocą środka chemicznego czy jakiegoś innego specyfiku wszyscy grzecznie i jednym głosem rozumieją, że to dla dobra ludzkości. Dalsze losy owej ludzkości również przebiegły moim skromnym zdaniem mało przekonująco. Nawet ci najwięksi degeneraci zachowywali się w najgorszym wypadku jak rozwydrzone nastolatki. A gdy na Ziemi zostały dwie grupy ludzi to wszyscy sobie grzecznie zaczęli wymierać. Bez wojny, bez próby dominacji jednej grupy nad drugą. Takie trochę to wszystko było bardzo ugrzecznione żadnych mordów, żadnej rozpierduchy – może to smutne, ale uważam, że nawet ludzie żyjący w zupełnie zautomatyzowanych miastach i korzystający z dobrodziejstw cywilizacji tak się nie zachowają.
Może Zajdel musiał pisać w sposób „ugrzeczniony”? Inaczej nie puściliby mu tego do druku? Pewnie tak było. Szkoda tylko, że przez to dla mnie mało przekonująco upadek ludzkości wyglądał. I to trochę czepianie się jest z mojej strony, przecież książka ukazała się ponad trzydzieści lat temu.
Ogromnym plusem jest pomysł z owym jakże tajemniczym cylindrem, który służy do oszukania Matki Natury i jej synka, któren imię nosi Czas. Interesujące to i ciekawe. Ja w ten sposób nie chciałbym oszukać Czasu. Wolałbym go oszukiwać na bieżąco. To znaczy stać się prawdziwym Nieśmiertelnym, który choć żyje w strumieniu minut, godzin i lat to nie ulega ich wpływowi. I przypatruje się zachodzącym zmianom.
„Cylinder…” o ile mnie moja wiedza na temat twórczości Zajdla nie myli stanowi zwrot w jego pisarstwie. Zwrot ku fantastyce socjologicznej. To świetny przykład jak można we wczesnych dziełach jakiegoś pisarza odnaleźć późniejsze dobrze rozwinięte idee. To ważna i dobra książka i czyta się ją świetnie. Co nie znaczy, że jest doskonała. Ja tak przynajmniej uważam.
Nomad
charliethelibrarian
Fraa
charliethelibrarian
Agnes
charliethelibrarian
Onibe