Nie macie czasem wrażenia, że straciliście na coś czas bezpowrotnie. Że czas dany Wam przez Boga, Wielkiego Manitu, Krisznę, Los, Przypadek czy też Latającego Potwora Spaghetti roztrwoniliście na aktywność, która Wam nic nie dała. I nie mówię tutaj o bezmyślnym przeskakiwaniu po kanałach telewizyjnych czy też przeglądaniu demotów. Chodzi mi o czas, który zmarnowaliście choć mieliście nadzieję na zupełnie inne wrażenia.Wiecie o co mi chodzi – gdy ogląda się film totalnie beznadziejny ale wciąż patrzymy w ekran z nadzieją, że coś może się stanie a wtedy wszystko stanie się jasne a film arcydziełem dla Was się zda. Często jednak to się nie sprawdza i później człowiek stwierdza, że półtorej godziny z życiorysu nie do odzyskania.
Ja tak miałem podczas lektury tej książeczki. Czytając to coś, cały czas zastanawiałem się KURWA po co ja to czytam. Choć wiedziałem, że ją skończę choćby po to by z czystym sumieniem powiedzieć, że od bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo dawna niczego gorszego nie przeczytałem.
Króciutkie wprowadzenie – „Telemaniak” to surrealistyczna opowieść o życiu mieszkańca wsi, niedaleko Otwocka. Derek bodajże się nazywa. Chłopaczek ten jest przypadkiem nietuzinkowym albowiem całą mądrość życiową czerpie z telewizora dosłownie pojmując wszystko co zobaczy w szklanym pudełku. Tutaj pewnie autor w subtelny sposób chciał dać do zrozumienia, że taka postawa życiowa nie przynosi wyznającym ją osobnikom chluby ale wyszło trochę łopatologicznie. Tak jakby to czytelnik owej książeczki potrzebował takiego prostego wytłumaczenia, że nie wszystko co w telewizorni leci należy brać na poważnie. No ale wracajmy do Derka czy tam Dereka – to silne bydlę i swoimi pomysłami wprowadza terror we wsi. I tyle wprowadzenia do fabuły. Cała książeczka (całe szczęście, że miała ponad sto stron, pisanych dużą czcionką bo inaczej bym nie zdzierżył), to w zamierzeniu autora miał być arcyzabawny oraz zupełnie odjechany opis przygód tego chłopa małorolnego. Wyszła z tego Kupa. Kupa zbyt wielu przekombinowanych pomysłów, totalnie bezsensownych zwrotów akcji, nic nie mam do bezsensu ale w tej książeczce było go ciut za dużo i w ogóle KURWA nie był śmieszny. Przepraszam, za wulgaryzmy ale tak już mam i walczę z tym, chociaż tutaj tylko wzmocniłem wypowiedź. Autor chciał pokazać jaką to on ma fantazję i wyobraźnię. Przeholował. Brakuje w tej książce iskry. Ale żeby być szczerym przyznam się, że zaśmiałem się chyba z trzy razy. Poza tym lektura była drogą przez mękę. Mękę porównywalną z męczeństwem dzieciątek z Krucjaty Dziecięcej, które miast uratować Ziemię Świętą, w niewolę Arabom sprzedane zostały a kości ich bieleją wśród piasków pustyni. Oj bo chyba mnie też się zaczyna bezsens więc nie będę się dłużej rozpisywał.
Nie polecam tej książki nikomu! NIKOMU! No chyba, że jest masochistą.
P. S. Tutaj fragment z okładki:
„Zanim sięgniemy po tabletkę, może warto zaaplikować sobie trochę literatury… ten lek nie zaszkodzi na pewno.
Bohater tej arcyśmiesznej powieści działa w sposób zwariowany, prymitywny i nadzwyczaj pomysłowy. Odnajdujemy tu między innymi nieposkromioną fantazję, szalone poczucie humoru, ukryte kompleksy, brawurę i odwagę, inteligencję i zwykłą głupotę.”
Nie mogę się powstrzymać i skomentuję: Ja tam po tabletkę sięgać nie zamierzam ale autor na pewno niejednego dopalacza sobie zarzucił (tak na czasie bo książka taka nowa nie jest). Oj, lek w postaci tej książki nie zaszkodziłby tylko kozie, która zjadłaby pewnie ze smakiem egzemplarz, bo nawet ładnie wydany.
Wszystkie wymienione w opisie książki cechy i przymioty takie jak: szalone poczucie humoru czy też nieposkromioną odwagę odnajdujemy ale nie w treści książki a w jej opisie właśnie.
Gabi
charliethelibrarian