Witajcie młodzi komsomolcy! Od dzisiaj zaczynacie trud tworzenia nowej ludzkości, i nie przejmujcie się tym, że Wy nic nie zyskacie z organizacji nowego, lepszego świata. Wasze życia pełne będą cierpienia, głodu, chłodu i wojen. Ale wspólnymi siłami pokonamy zgniły kapitalizm i zaprowadzimy ustrój, który da szczęście wszystkim ludziom na planecie! Pamiętajcie jednak o tym, że Wasz wysiłek nie pójdzie na marne! Wasi potomkowie będą mogli cieszyć się Ziemią wolną od wojen, głodów, chorób, a dodatkowo będą się kontaktować z obcymi cywilizacjami i latać w kosmos! Zajmie to ponad dziesięć wieków, ale przecież wytrzymacie! Wytrzymacie?!
Nie mogłem się powstrzymać. Przyznam się Wam, że mam z książką Jefremowa problem. Problem taki, że chociaż jest to literatura przesycona wizją utopijnego, komunistycznego społeczeństwa, w którym każda decyzja człowieka jest podporządkowana dobru ogółu, a ludzie pracują, bo kochają pracować i żadnych wyzwań się nie boją, w dodatku wszyscy są szlachetni (no prawie) i każdy przedkłada szczęście współbraci nad własne egoistyczne potrzeby, to jednak czytało mi się to zadziwiająco dobrze.
„Mgławica Andromedy” to rasowa fantastyka naukowa z lat pięćdziesiątych, która wykorzystuje wiedzę z tamtego okresu i stara się stworzyć dość spójną, pod względem technicznym, wizję przyszłości. Pominę naiwną wizję komunistycznego świata niemalże doskonałego. A dlaczego mam pominąć? Ano dlatego, że przynajmniej pierwsza połowa książki to ciekawa historia zagubionych w kosmosie astronautów, którzy walczą z przeciwnościami losu. Oczywiście nie obejdzie się bez pracy w kolektywie, poświęcenia własnego zdrowia dla ratowania innych oraz problemów emocjonalnych niczym nastolatki. Ale cóż zrobić człowiek przyszłości jest do bólu racjonalny i nie potrafi sobie radzić z emocjami. Wyrugował nienawiść, pogardę, wściekłość, ale wciąż pozostała cała masa innych uczuć, z którymi nie bardzo wie co robić. Na przykład miłość. Zresztą miłości jest dużo w książce, i to miłości, która momentami wydaje się bardzo śmieszna (mam na myśli kontakty damsko – męskie). Poza tym mamy również bliskie spotkanie trzeciego stopnia z Obcymi i to Obcymi bardzo nieprzyjemnymi choć nie nazwałbym ich istotami rozumnymi. Na szczęście człowiek przyszłości poradzi sobie ze wszystkim!
Jaki jest komunistyczny raj? Otóż moi drodzy jest dobrze. Jest tak dobrze, że lepiej być nie może, zawsze może być lepiej. Ludzkość po kilku epokach wielkich przemian ustabilizowała się. Światem rządzą Rady (jakżeby inaczej!), każda od innej dziedziny życia. Planeta jest niemalże całkowicie ujarzmiona i spokojna. Sahara stała się miejscem pełnym ogrodów, Syberia to piękne i żyzne ziemie, a ludzie sobie pracują tam gdzie chcą i gdzie umieją. Praca jest bowiem najważniejszą wartością. Panuje pokój i dobrobyt.
Tylko nieliczni historycy i archeolodzy pamiętają Epokę Rozbicia Świata, w której ścierały się dwie ideologie, na szczęście dla ludzkości wygrała ta „lepsza”. Ludzkość Epoki Pierścienia to ludzkość nawiązująca do najlepszych antycznych tradycji. W zdrowym ciele zdrowy duch! Ucz się i pracuj! Bez pracy nie ma kołaczy! Każda praca uszlachetnia! I tym podobne hasła. Nikt nie cierpi głodu i chorób. Wszyscy są równi wobec prawa, a jedynymi kryteriami według, których ocenia się ludzi to ich wiedza, umiejętności i chęć pracy. Aha i ludzie żyją prawie dwieście lat! I jacy oni są piękni, naprawdę prześliczni. Każdy stanowi cudną wypadkową wszystkich ras zamieszkujących nasz glob. I ubierają się dość skromnie, a kobiece piersi jędrne są i sterczące (wstyd mi, że zapamiętałem tylko tyle z opisu kobiecych postaci).
Wrażenia!
Dziwnie się czytało tę książkę, która momentami była bardzo, ale to bardzo przesycona komunistycznym i dialektycznym spojrzeniem na świat. Zwłaszcza, że wiemy jak ów wspaniały komunizm sobie poczynał i jak skończył. Ja osobiście chciałbym, aby wszystkim było dobrze, i aby ludzkość rozwijała się w pokoju i harmonii, a żądzę zdobywania bogactw i władzy przekuła na pęd do altruistycznej pomocy bliźnim i wiedzy. Dlatego z pewnym rozczuleniem czytałem o młodzieży garnącej się do jak najniebezpieczniejszych zadań, o ludziach pełnych poświęcenia i dobroci. Łezka w oku się kręciła, gdy czytałem opisy wielkich czynów, które przyczyniły się do zwycięstwa idei wszechświatowego komunizmu (pamiętając jednak również o ogromie zła jakie zostało w imię tej idei popełnione). Przypominała mi się „Jak hartowała się stal” Ostrowskiego. W „Mgławicy…” podobnie jak w książce Ostrowskiego wciąż jest wiele do zrobienia. Świat osiągnął wiele, ale wciąż czają się w głębinach i dżunglach zarazki, bakterie i inne cholerstwa, które tylko czyhają by zniszczyć wszechświatowy pokój. Poza tym Rady utrzymują Służby Bezpieczeństwa (nie wiadomo po co, przecież wszyscy kochają system), a także istnieje Wyspa Zapomnienia, gdzie udają się ludzie niedostosowani społecznie, bo tacy występują i tam na tej wyspie żyją jak przed wiekami. Można więc dostrzec pewne pęknięcia w fasadzie ustroju.
Coby jednak nie koncentrować się tylko na owej komunistycznej warstwie to przypominam, że „Mgławica Andromedy” to opowieść o kosmosie, o ludziach, którzy go podbijają i granicach, które wydają się nie do przekroczenia, a jednak są przekraczane. Jefremow pisał książkę w roku, w którym Rosjanie wystrzelili pierwszego Sputnika oraz Sputnika, w którym przebywała słynna Łajka. I Rosjanie i Amerykanie wiązali ogromne nadzieje z podbojem kosmosu. Z owym podbijaniem kosmosu wiążą się jednak ograniczenia, których nawet nauka za tysiąc lat nie jest w stanie pokonać. Problemem największym są odległości i czas jaki jest potrzebny do pokonania tych odległości. Nawet jeśli ludzkość kontaktuje się z różnymi cywilizacjami wysyłając im wiadomości i te wiadomości odbierając to jednak są to kosmiczne odległości i informacje pochodzą sprzed kilkuset lat, bądź kilku tysięcy. Cywilizacje, które wysyłały owe wiadomości mogą już nie istnieć. Przecież książka zaczyna się misją statku „Tantry”, który miał odwiedzić planetę Zirdę, która nagle umilkła, a przyczyna była samozagłada. Oczywiście misja rozciągnięta była na dziesiątki lat. Astronauci opuścili Ziemię mając świadomość, że mogą nie spotkać bliskich. Autor „Mgławicy…” świetnie oddał ową niemożność rzeczywistego kontaktu i w sumie samotność rasy ludzkiej w ogromnym Wszechświecie.
Będę szczery: poza moim sarkaniem na przesłodzoną i cudną wizję komunistycznej utopii oraz napuszonymi i dość sztucznymi relacjami międzyludzkimi „Mgławicę Andromedy” czytało się dobrze, o czym już wspominałem na samym początku. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie jest to książka dla wszystkich. Wielu może zmęczyć napuszony język opisujący dokonania, sztywność relacji, dywagacje o ekonomice światowej i tym podobne rzeczy. Dlatego ani nie polecam, ani nie odradzam.
Aga CM
charliethelibrarian
marek_gross
onibe
charliethelibrarian
Pingback: Krzysztof Boruń i Andrzej Trepka "Zagubiona przyszłość" | Blog Charliego Bibliotekarza
Jacek
charliethelibrarian
Jacek
charliethelibrarian