Bogowie i idee, wszyscy sobie mieszkają w niebie nieb i wraz z rozwojem cywilizacji ludzkiej również się zmieniają. Na przykład bogini zwycięstwa Nike prowadzi na ziemi firmę sportową pod własnym imieniem i idzie jej dobrze, Jezus ma problemy z rodziną i własną osobą w trzech osobach czy jakoś tak. Mojry siedzą i zajadają się herbatnikami, a Atena, ta cnotka niewydymka, po ugodzeniu strzałą amora zakochuje się w Ozyrysie, który jest bliskim kumplem Jezusa, a swoje genitalia trzyma w pudełku. Cały panteon bogów żyje w niebie nieb zapominając powoli o swojej boskości. Jakoś tak przędą, przychodzi jednak kwestia Ostatecznego Rozwiązania i bogowie po wielkiej imprezie z okazji pogrzebu Ozyrysa i Ateny zstępują na ziemię. Wszystkie idee, postaci bajkowe, mity, legendy, jakie kiedykolwiek stworzył człowiek istnieją i one również muszą podjąć decyzję czy na zawsze zejść na Ziemię, czy może zostać w niebiańskim niebie. Nadszedł bowiem kres transcendencji.
A na Ziemi w tym czasie, dokładniej w Białymstoku, pięćdziesięcioletnia Olga przeżywa młodzieńczą miłość z nastolatkiem, który po uderzeniu w głowę zaczął używać języka polskiego w sposób poprawny. Ba! Nawet wykształciło się u niego sumienie. Inna kobieta, spowinowacona z Olgą, lecz znacznie młodsza Anna również ma chrapkę na młodego. Obydwie dostaną to słodziutkie młode ciacho w swoje objęcia. To tyle z Białegostoku. Warszawka tymczasem to Kama, będąca w ciąży katoliczka, która traci wiarę w Boga, w momencie, gdy uniknęła śmiertelnego wypadku. Jej mąż cofa się mentalnie do wieku lat dwunastu i dziwi się nowemu wspaniałemu, kolorowemu miastu, które wygląda zupełnie inaczej, niż zapamiętał. Jego kumpel Paweł, który jest czynnym i biernym homoseksualistą stracił miłość życia, po tym jak Maciek (to miłość życia) złapał go w klubie na oralnym zaspokajaniu innego mężczyzny w darkroomie. Jest jeszcze Rafał filozof, który uprawia maraton onanizmu podczas nieobecności narzeczonej i Bartek jego kumpel. Napakowany sterydami wykładowca statystyki, który rzuca pracę i spotyka na swej drodze Balladynę (ale to później). Losy tych ludzi zostaną ze sobą splecione, dzięki obecności bogów w ich życiu, którzy zejdą na Ziemię. To tyle fabuły.
Gdy skończyłem czytać tę książkę mą duszą wstrząsnęło mocne UFFFFFFF! Kurwa nareszcie! Ależ to była cegła! Cegła może momentami zabawna, zaskakująca, ale jako całość zwyczajnie nudna i męcząca. Chryste! Jezusie (który według Karpowicza ma spore problemy z określeniem swojej tożsamości, swego JA w trzech osobach) Nazareński! Sięgnąłem po Karpowicza, bo w końcu Karpowicz finalistą Literackiej Nagrody Nike jest i Paszport Polityki otrzymał. A to winno być wyznacznikiem jakości. Jakiej kur… jakości? Nie to, żeby autorowi nie zdarzały się momenty. Owszem momenty były. Momenty, w których parsknąłem śmiechem lub pokiwałem głową z uznaniem, gdy przeczytałem dobre porównanie. Ale autor zasypał mnie ironicznymi, groteskowymi tekstami, a wszystkie one podane w takiej ilości, że dzieje się to za szybko. Odniosłem wrażenie, że Karpowicz zachowuje się na kartach książki jak właściciel psa, którego nie może utrzymać na smyczy. Z tymże nie mamy tutaj do czynienia z psem, a z językiem polskim, nad którym Karpowicz zwyczajnie nie panuje. Puścił go samopas, a ten wyczynia wygibasy, które owszem są błyskotliwe i interesujące. Jednak jest ich tak dużo, że same się przygniatają, tłoczą i giną. Tak zwyczajnie giną w tłumie, albowiem żadna figura gramatyczna się nie wyróżnia, bo jedna lepsza od drugiej, a wszystkie takie same. Wszystkie takie pseudo. Pseudo to dobre słowo określające książkę Karpowicza.
Przeczytałem książkę głównie ze względu na jej obecność w finale Nike. Opinie na różnych blogach na ogół pozytywne. Wskazujące na ogromne poczucie humoru, ironię i bezczelność. Nastawiony do lektury byłem raczej pozytywnie. Och! Jakież rozczarowanie, jakaż żałość zalała mą duszę. Nie dostałem tego czego się spodziewałem. Zostałem oszukany. Lektura książki nie była nawet rozrywką, była męcząca. Przypominam, że nie byłem nastawiony negatywnie, lecz pozytywnie. Nie miałem również wielkich oczekiwań, nadziei. Liczyłem na kawał dobrej literatury (czy to dużo?! Pytam się Was?). Dostałem pseudo literaturę. Taka ma opinia o tej książce jest. I jeśli nie dopatrzyłem się drugiego dna, trzeciego oka, czwartej ręki to moja wina. Wszak jestem tylko człowiekiem. I żeby nie było – książka ma swoje momenty. Najbardziej podobały mi się fragmenty dotyczące życia bogów w niebie nieb. Zdecydowanie tutaj Karpowicz wykazał się inteligencją, błyskotliwością i poczuciem humoru. To jednak za mało, by zatrzeć niedobre wrażenie. Fabuła poza tym kiepskawa, w ogóle mogłoby jej nie być. O! Genialny pomysł mam! Wystarczy wydać tylko fragment z niebiańskim miastem i książka będzie świetna!
papryczka
charliethelibrarian
Agnes
charliethelibrarian
Anianka
charliethelibrarian
papryczka
omnis
charliethelibrarian
tytus
charliethelibrarian
DobraFanfikcja