Serdecznie chciałbym Was powitać Internetowi szperacze i szperaczki. Na tym moim ugorku Internetu. To nawet nie jest ogródek, który sam sobie uprawiam jak to mawiał Kandyd, ale naprawdę kawał skalistej, suchej, nieogarniętej zerojedynkowej gleby. Ale jednak tę moją klawiaturową sochą oram ten kawałek. I czasem mi coś nawet wyjdzie. Dzisiaj będzie o znaczkach, o filatelistach i o tym, że za pomocą znaczków można opowiedzieć wiele historii. Także można opowiedzieć historię życia człowieczego.

Wizerunek w sam raz na koszulkę. Taki prawie Che Guevara

Mam przed sobą piękny przykład propagandy. Takiej wiecie nachalnej, upudrowanej, niewiele mającej z faktycznym stanem rzeczy, a jedynie mającej na celu wtłoczenie do głów pewnych informacji. A wykorzystującej przedmiot bardzo wdzięczny, bo znaczek pocztowy. Sam mam jakieś tam klasery ze znaczkami. Ot taka przygoda z lat młodości.

Lenin w 4k :)

A podczas bibliotecznego skontrum natrafiłem na książeczkę pana Karłowicza. Pan Karłowicz był dziennikarzem, reportażystą i publicystą. Krótki przegląd jego dokonań wydawniczych wskazuje na znaaaczne zainteresowanie przybliżaniem obywatelom PRL cudowności Związku Sowieckiego, ale ja nie o tym dzisiaj.

Młody Wołodia podczas studenckich strajków.

„Znaczki…” czyta się bardzo szybko. To książeczka, gdzie mamy duże litery i ładne ilustracje. Grafika i projekt tej książki bardzo mi się podoba. Treść już mniej średnio, bo z dzisiejszej perspektywy jest mocno kuriozalna, propagandowa i naprawdę odjechana w rejony bałwochwalcze towarzysza Włodzimierza Iljicza Uljanowa. Niemniej kilka fragmentów wywołało uśmiech na mej twarzy. Macie poniżej cudną historię o peruce i śmiechu Lenina. Ale też są przezabawne historie z ciupagą i parasolem, z pancernym samochodem i tak dalej i tak dalej. Ocieplanie wizerunku level max.

Ach jakiż to śmiech serdeczny z ust Włodzimierza Ilijcza rozbrzmiał :)

Polecam gorąco tę książkę. Raczej nikomu nie zaszkodzi, nie sprawi, że nagle wszyscy staną się bolszewikami. Komunizm w wydaniu sowieckim skompromitował się wystarczająco, ale propaganda i jej narzędzia dotykają nas na co dzień. Zmieniają się tylko postacie stawiane na świeczniku. Jest pewien poziom krytyczny po którym wciskanie na siłę rządowej wizji świata i bzdur zostaje przekroczony. Dla mnie lektura takich książek to dobra lekcja związana z historią, jej zmianami, upadkami reżimów i totalitaryzmów. Polecam gorąco! Lenin wiecznie żywy, bo jest też o mauzoleum Lenina na znaczkach oczywiście.

Comments (2)

  1. Odpowiedz

    Spora część mojego pokolenia miała romans z filatelistyką. Moim ulubionym motywem była fauna, więc moje skromne klasery wypełnione były po brzegi zwierzętami. Dopiero później, na wieść o moim hobby znajomy Mamy podrzucił mi kilkanaście znaczków z lat okupacji, podnosząc wartość mojej biednej, składającej się z kupowanych w groszowych zestawach, kolekcji. Co ciekawe, najbardziej kolorowe były okazy z Kuby :) A numizmatyka? Nie ominęła Cię? :D

    • Odpowiedz

      Moja kolekcja znaczków raczej wartości oprócz sentymentalnej nie ma żadnej. Pamiętam taki film o znaczku ze statkiem, do którego można było się przenieść. I nie była to Narnia z wędrowcem.

      A monety też człowiek zbierał. Te z PRLu jak i trafiały się jakieś przedwojenne. Gdzieś w piwnicy u rodziców słoiki pełne złotówek i dwuzłotówek się poniewierają. Ale też nigdy na poważnie.

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.