Tradycyjnie bez wstępniaka, bo Ukraińcy wciąż walczą z coraz bardziej rozbestwionymi ruskimi. Trzymam kciuki za wolną i niepodległą Ukrainę.
Jakimś cudem ta książka znalazła się w księgozbiorze mojej biblioteki. Ewidentnie to był jakiś dar. No mniejsza z tym. Dlaczego sięgnąłem po tę książkę? Oczywiście moją uwagę przyciągnęła okładka. Wiem, że nie powinno się oceniać książki po okładce (w ogóle co to za pomysł z tym powiedzeniem ;) – okładki są po to, aby przyciągnęły naszą uwagę). Pal licho, że nie ma ona (ta okładka) nic wspólnego z treścią książki, a opis z tyłu okładki tak zwany blurb – zdradza całą fabułę! Przecież to skandal, ale tak jak napisałem pal licho, dałem szansę tej książce.
Wracając do książki – okazała się zaskakująco ciekawa i nawet mnie wciągnęła. Ot, space opera z wątkiem tajnego agenta, obcą cywilizacją z drugiej galaktyki, która miliony lat temu wysłała broń do zniszczenia ludzkości. Ludzkość natomiast składa się z Federacji Ziemi (zasiedlającej setki planet), oraz imperium tak zwanych Niszczycieli, którzy mają bardzo złą sławę niszczących całe planety.
Bardzo spodobał mi się opis jednej z religii na planecie Ontaris – religia z hasłem RADOŚNIE, za to pełna sposobów na zadawanie cierpienia sobie samym i innym, które należy przeżywać RADOŚNIE, a głównym symbolem religijnym jest ukrzyżowany pluszak należący do przywódcy pierwszych kolonistów. Kapp bardzo ładnie obśmiał religijne zabobony i absurdy.
Nie jest to może najwyższych lotów literatura, ale dość wartka akcja, prosta fabuła dała mi kilka godzin całkiem przyjemniej rozrywki. Miałem tak, że chciałem tę książkę czytać dalej. Nawet mimo wielu błędów redakcyjnych, drukarskich i tak dalej (początek lat 90-tych w Polsce) i ogólnego niechlujstwa. Jest druga część i oczywiście nie mam jej w bibliotece, więc zostałem zmuszony zamówić.
Zorro