„Leżałem przywiązany do ołtarza wykonanego z przestarzałych encyklopedii i miałem zostać złożony w ofierze mocom ciemności przez wyznawców kultu mrocznych Bibliotekarzy.” Tak zaczyna się książka Sandersona. Nie dziwcie się, że musiałem ją przeczytać. Oczywiście tytuł książki też miał tutaj znaczenie.
Dlaczego Alcatraz (młody chłopak, sierota), nie może nigdzie zagrzać miejsca? Każda następna rodzina zastępcza nieważne jak kochająca i wyrozumiała to kolejna katastrofa. Tak jakby Alcatraz Smerdy miał szczególny dar do psucia wszystkiego co dobre. Poznajemy go w momencie, gdy zniszczył kolejne rzeczy z kolejnej rodziny zastępczej i nie widzi dla siebie nadziei. Okazuje się jednak, że na ratunek przybywa mu dziadek (o którym Alcatraz nie miał pojęcia).
Dziadek dość gwałtownie i obcesowo wprowadza młodego chłopca w prawdę o świecie, w którym przyszło im żyć. Alcatraz bardzo szybko popełnia mnóstwo czynów, które można uznać co najmniej za nielegalne (włamanie do biblioteki to zaledwie początek).
A nie jest to świat różowy. Otóż mieszkańcy kontynentu Wolnych Królestw toczą wojnę z Bibliotekarzami, którzy pragną wszystko znormalizować i zracjonalizować, opisać i ująć w karby porządku – bardzo zawiłego i skomplikowanego systemu. Jak widać w tej książce to nasza profesja przedstawiona jest jako ta, która pragnie zguby wolności, kreatywności i wszelkiej radości. A nasza rzeczywistość to Ciszlandy (hmm… ciekawe skąd nazwa) – nawet jeśli wydaje się, że jesteśmy nowocześni to i tak jesteśmy bardzo zacofani w porównaniu do Wolnych Królestw.
Czy Alcatraz przetrwa walkę z Bibliotekarzami? Czy Dziadek nie zostawi go ponownie? I o co chodzi z tym Piaskiem Rashida? Na te pytanie możecie sobie poczytać w tej książce – pełnej humoru (momentami niewybrednego), ale na pewno szczerego. Dynamiczna fabuła (czasem w swym humorze irytująca – zwłaszcza gdy autor opisuje Bibliotekarzy), ale to naprawdę świetna zabawa i przygoda. A mówi Wam to Bibliotekarz, który według autora na pewno nie chciałby ujawnienia prawdy o świecie.
To książka przewrotna, napisana po to, aby zdenerwować Bibliotekarzy, ale autor wcale (przynajmniej taką mam nadzieję) nie myśli tych wszystkich złych rzeczy o naszej profesji. Polecam gorąco – trochę starszym dzieciom lub młodszej młodzieży!
P. S. Gadające i wcale nie wymarłe dinozaury, które a jakże – mówią z brytyjskim akcentem to jedna z wielu rzeczy, które Was w tej książce zaskoczą.
P. S. W oryginale tytuł brzmi jeszcze gorzej dla bibliotekarzy: „Alcatraz vs. Evil Librarians”!
Beata N.
charliethelibrarian
DobraFanfikcja
charliethelibrarian