Zdarzają się książki, które jeszcze przed ukazaniem się wzbudzają gorące dyskusje i rozgrzewają czytelnicze nastroje. Dokładnie tak samo było z książką o jednym z moich ulubionych pisarzy, o Ryszardzie Kapuścińskim. Zanim książka się ukazała pojawiały się kontrowersje – najpierw zamieszanie z wydawnictwem „Znak”, które odmówiło publikacji książki. Później żona pana Kapuścińskiego próbowała sądownie zakazać publikacji. Na szczęście dla czytelników nie udało jej się to.
Cóż otrzymujemy w tym opasłym tomisku? Czy dostajemy na tacy głowę Kapuścińskiego, którą przygotował podstępny „przyjaciel” domu? Judasz zdradzający najskrytsze tajemnice rodziny? Niespełniony dziennikarzyna, który z najniższych pobudek, pod płaszczykiem życzliwości ze zwykłej zazdrości napisał taki grubaśny paszkwil. Przytoczyłem tutaj spolaryzowane głosy z jednej strony bo drugie mówią o książce napisanej z perspektywy dobrego znajomego, ale również obiektywnego dziennikarza. Ludzie po drugiej stronie uważają książkę za rzetelną pracę dziennikarską, która stara się w jak najpełniejszy sposób pokazać życie i twórczość jednego z najbardziej znanych na świecie polskich reporterów i pisarzy. Gdzie leży prawda? Czy ona w ogóle leży? A może stoi lub gdzieś biegnie? Może cały czas przemieszcza się gdzieś, klucząc pomiędzy zdaniami książek Kapuścińskiego i książki Domosławskiego?
Ja powiem o swoich wrażeniach po lekturze. Nie za bardzo wiedziałem wcześniej czego po książce się spodziewać. Owszem dotarł do mnie ten cały medialny szum ale puściłem go mimo uszu. I dopiero teraz zabrałem się za lekturę. I co? No i podobała mi się ta książka. Moje wrażenia były takie, że Domosławski napisał książkę wcale nie demaskującą, w żadnej mierze oskarżającą Kapuścińskiego o jakieś bardzo złe i paskudne rzeczy. Napisał książkę o skomplikowanym CZŁOWIEKU. Dziennikarzu, który wyjeżdżał za granicę w okresach gdy zagranica była nieosiągalna dla Polaków. Była to zagranica niebezpieczna, afrykańskie dżungle płonące ogniem rewolucji czy takie same dżungle płonące podobnym ogniem w Ameryce Południowej. Domosławski nie zajmował się w swojej książce twórczością Kapuścińskiego – przynajmniej nie w taki sposób jak wielu krytyków by to zrobiło. Zajął się życiem pana Kapuścińskiego – tym prywatnym i tym zawodowym. Domosławski przejechał praktycznie cały szlak po śladach Kapuścińskiego. Rozmawiał z ludźmi, którzy go wtedy znali (o ile jeszcze żyli). Jaki obraz Kapuścińskiego wyłania się po przeczytaniu tej książki? Czy ideał sięgnął bruku, czy nagle zniesmaczony obrzydliwymi szczegółami z życia prywatnego Kapuścińskiego spaliłem posiadane przeze mnie jego książki? Mój światopogląd legł w gruzach a ołtarzyk jaki miałem w domu uległ zniszczeniu? Kurczę, chyba coś ze mną nie tak bo książka nie zmieniła mojej opinii o Ryszardzie Kapuścińskim. Nawet go bardziej polubiłem i chyba sobie odświeżę jakąś lekturę. Książka naświetliła mi wiele spraw, wiele rzeczy, które pomogły mi zrozumieć jak musiał funkcjonować człowiek za czasów PRL. Oraz jakim człowiekiem był Kapuściński. Oczywiście nie jest to obraz pełny bo nikt nie jest w stanie napisać pełnego obrazu o innym człowieku. Jednak w mojej opinii Domosławski starał się przekazać jak najwięcej o Kapuścińskim. Ale tak naprawdę niczym straszliwym mnie nie zaskoczył (no może poza informacją, że Kapuściński do wiernych mężów nie należał). A i tak ten fragment życia Kapuścińskiego Domosławski potraktował oszczędnie. Podsumowując – dobra lektura, dobra rzecz. Nie należy jej jednak czytać będąc nastawionym do niej w jakikolwiek sposób. Wiem, że to ciężko tak będzie ale naprawdę im mniej człowiek przeczyta o tej książce tym lepiej będzie się ją czytać. Bo jeśli ktoś ma już wyrobioną opinię przed czytaniem to po lekturze tylko utwierdzi się w swojej opinii.
Jestem zwykłym czytelnikiem, czytam książki dla mojej przyjemności, nie dopatruję się na siłę dwuznaczności, ukrytych przekazów, śladów manipulacji tekstem. Nie mówię, że przyjmuję słowa autora jako prawdę objawioną – idiotą chyba nie jestem. Gdy mam wątpliwości staram się je wyjaśnić. I tych wątpliwości było całkiem sporo i je sobie sprawdzam teraz. Dla tych, którzy już przeczytali książkę, taki esej o siedmiu grzechach Domosławskiego – napisany właśnie w tym demaskatorskim stylu. (Trochę moim zdaniem mocno nacechowany negatywnie – zarzucający Domosławskiemu chęć zrobienia kariery).
Jeszcze osobista uwaga co do książki: za dużo tego wszystkiego było, na każdej stronicy atakują mnie nazwiska, lata, miejsca. Tak szczerze mówiąc lektura trochę trwała, właśnie przez owo nagromadzenie takiej pokaźnej ilości wszystkiego. (Co jest kolejnym argumentem przeciwników Domosławskiego, którzy mówią, że zwyczajnie zarzucił czytelników taką liczbą informacji, żeby czytelnik się pogubił i nie chciało mu się sprawdzać).